O Słońcu, cześć pierwsza




O Słońcu można powiedzieć wiele. Jak by nie było jest ono w centrum zainteresowania ludzi już od pradziejów. Ale czy rzeczywiście wiemy coś na temat słońca co odpowiada realiom?

Tak naprawdę nie wiemy o Słońcu, jak też o innych gwiazdach, nic pewnego.

Nasze obserwacje sprowadzają się do rejestracji zjawisk na jego powierzchni a i to nie jest wcale pewne co my tam właściwie obserwujemy.

Jak zajrzymy do wiki to znajdziemy na ten temat cała furę danych, pytanie tylko które z nich odpowiadają rzeczywistości, o co jest tylko poezją „fizyków“?
Jak zapewne moi czytelnicy sobie przypominają w artykule pod tytułem


Tak jak wszystko w „fizyce“ realia mieszają się z wymysłami i przypuszczeniami które jednak podawane są na tacy absolutnej prawdy.

W artykule,

Dlaczego nasz Wszechświat jest coraz mniejszy


przedstawiłem krótki zarys modelu wszechświata w którym przebieg procesów fizycznych odbywa się na całkiem innych zasadach niż te przyjmowane przez współczesną „fizykę“.

Z modelu tego wynika, że dominującym procesem w ewolucji wszechświata jest transformacja przestrzeni w materię i odwrotnie. Proces ten odbywa się na olbrzymią skalę i objawia się we wszystkich aspektach naszej rzeczywistości.

Z konieczności musimy zatem przyjąć że również Słońce (gwiazdy) nie jest w tym procesie wyjątkiem i podlega takim samym zasadom jak cały wszechświat.

Świadomie nie użyłem w tym zdaniu sformułowania „prawom“ ponieważ prawa, rozumiane jako funkcje matematyczne obowiązujące wszędzie i zawsze, nie istnieją.

Zamiast praw fizycznych musimy używać pojęcia „zasad“ które opisują reguły i mechanizmy jakim podlegają zjawiska we wszechświecie bez próby ich matematycznej kwantyfikacji, ponieważ ta jest zmienna zarówno co do czasu jak i miejsca obserwacji.

Zasady jednak pozostają niezmienne i to również jeśli chodzi o skale opisywanych zjawisk.

Zgodnie z przyjętym modelem wszechświata również nasze Słońce musi podlegać zasadzie tworzenia materii z przestrzeni.
Wprost niezachwianym przekonaniem fizyków jest to, że źródłem światła naszej gwiazdy są procesy termonuklearne w jej wnętrzu. To że może być inaczej jest przez fizyków w ogóle nie brane pod uwagę. Idea że źródło światła naszej gwiazdy może być całkiem inne jest tak obca fizykom jak wyobrażenie, że papież mógłby przyznać publicznie że Boga nie ma.

Samo wyobrażenie takiej ewentualności wykracza poza możliwości umysłowe każdego fizyka.

Nie może wiec nikogo dziwić to, że od 100 lat, na temat budowy gwiazd, ciągle wygadywane są przez fizyków bzdury i wokół tych bzdur ukształtowała się już cała religia, gdzie wiara jest ważniejsza od faktów, a jak fakty przeczą tej wierze, to tym gorzej dla nich.

A fakty jeśli chodzi o słońce są bezlitosne. Niezależnie od tego którym aspektem się zajmiemy, fakty przeczą fizykom w sposób jednoznaczny.

Jest mi trudno w sposób systematyczny przedstawić dowody obalające ten stek bzdur fizyków który nagromadził się przez dziesięciolecia, po prostu jest tego za dużo. Z konieczności zajmę się wiec niektórymi tylko aspektami, zaczynając od najważniejszego.

Źródło energii Słońca

Zgodnie z obowiązującą mitologią źródłem energii Słońca (gwiazd) jest synteza termojądrowa wodoru do helu. Opracowano nawet odpowiednie warunki jakie musi spełniać Słońce (gwiazdy) dla podtrzymania takiej reakcji, jak i wypracowano zasady, według których ewoluuje słońce w ramach tak zwanego diagramu Hertzsprunga-Russella


Oczywiście na to, że na słońcu zachodzą reakcje termojądrowe nie ma najmniejszego dowodu.

Po prostu jest to jedyne źródło znane fizykom, które jest w stanie dostarczyć tyle „energii“, aby było to zgodne z obserwacjami.

W gruncie rzeczy nie rożni się to od sytuacji w XVIII i XIX wieku kiedy co niektórzy z fizyków wyobrażali sobie, że na Słońcu spala się węgiel kamienny.

Ich teorie są po prostu determinowane możliwościami ich wyobraźni.

W rzeczywistości to co wiemy o słońcu sprowadza się głównie do tego, że jest to niewątpliwie bardzo duże nagromadzenie materii. Jak duże na to nie znamy odpowiedzi. Co prawda równanie Newtona sugeruje taką możliwość, ale nie jest ono prawdziwe, ponieważ z obserwacji już w naszym układzie słonecznym widzimy, że obliczone z tego równania masy księżyców np. Phobosa wskazują, że musiałyby one być w środku puste, ponieważ ich wielkość nie koresponduje z własnościami materii na jego powierzchni.


Oczywiście w typowo bezczelny dla fizyków sposób ignoruje się tego typu fakty, halucynując dalej coś o wiedzy o masie ciał niebieskich. Nie wspomnę już o bzdurach wypisywanych o planetach innych gwiazd, gdzie z obliczeń szamanów (astrofizyków) wychodzą masy planet lżejsze od korka.

Co jest wiec źródłem energii słonecznej?

Źródłem energii słonecznej jest cały nasz wszechświat.

Brzmi to wprawdzie na pierwszy rzut oka dość ezoterycznie, odpowiada jednak prawdzie. Źródłem fotonów emitowanych przez Słońce są oscylacje podstawowych jednostek przestrzeni, wakuoli. Te z kolei są elementem oscylacji wszystkich wakuoli budujących przestrzeń naszego wszechświata.

Oczywiście jest to bardzo generalizujące podejście. W praktyce produkcja fotonów przez nasze Słońce zależy od oscylacji lokalnego Tła Grawitacyjnego.

Fotony nie są więc produkowane przez reakcje termojądrowe we wnętrzu słońca, ale powstają na granicy odpowiednio dużego nagromadzenia materii i swobodnej przestrzeni.

Nagromadzenie materii powoduje zwiększenie frekwencji oscylacji wakuol budzących materię, a tym samym zwiększenie częstotliwości oscylacji samych atomów i budowanych przez nie molekuł.

To zwiększenie oscylacji molekuł jest możliwe tylko na granicy ośrodków, i tylko tam objawi się we wzroście temperatury materii. We wnętrzu takiego nagromadzenia materii, jakim jest Słońce, zwiększenie częstotliwości ma efekt odwrotny. Czym większa częstotliwość tym niższa oscylacja molekuł a tym samym temperatura. Tak że wraz z przesuwaniem się w kierunku centrum naszej gwiazdy następuje systematyczny spadek temperatury. We wnętrzu słońca temperatura przyjmuje wartości podobne jak temperatura pyłu galaktycznego w danym rejonie galaktyki, wynosi wiec kilkadziesiąt stopni powyżej zera „absolutnego“.

Silne oscylacje molekuł materii słonecznej na powierzchni słońca wybijają systematycznie wakuole z ich związku zamieniając je w fotony światła. W zależności od impulsu fotony te maja rożną częstotliwość oscylacji a tym samym reprezentują różna długość "promieniowania elektromagnetycznego".

Część z fotonów posiada jednak tak wysoką częstotliwość oscylacji, że jest w stanie połączyć się z bierną wakuolą przestrzeni tworząc materię. Tak więc strumień cząstek elementarnych wysyłanych przez słońce nie jest produktem procesów w jego wnętrzu, ale powstaje poza nim w strefie zwanej atmosfera słoneczną w wyniku łączenia fotonów i wakuolami.

Oczywiście zjawisko to oznacza generację materii. Tak więc Słońce nie traci swoją masę w wyniku reakcji termojądrowych, ale jest tak naprawdę odwrotnie. 

Słońce produkuje bez ustanku miliony „ton“ masy na sekundę kosztem przestrzeni w jego bezpośredniej bliskości. Oczywiście nie może to pozostać bez wpływu na własności przestrzeni w bezpośredniej bliskości Słońca. W atmosferze słonecznej występuje permanentny niedobór wakuol dla wypełnienia przestrzeni co powoduje że pozostałe wakuole mogą w pojedynczym cyklu ekspandować dłużej i generować brakującą przestrzeń. Oznacza to jednak zmniejszenie częstotliwości ich oscylacji. To samo zjawisko dotyczy też wakuol świeżo połączonych z fotonami i tworzących materię. Dla wakuoli tych pojawiają się nagle możliwości dalszej ekspansji jeśli nagle znika wakuola w ich bezpośredniej styczności. Powoduje to jednak nierównowagę w systemie foton – wakuola tworzącym proton albo elektron i tym samym zwiększa oscylację atomu jako całości.
To właśnie „rozrzedzenie przestrzeni w koronie słonecznej jest odpowiedzialne za zwiększenie oscylacji atomów i molekuł w koronie słonecznej a tym samym za tak zagadkowy dla "fizyków" wzrost jej temperatury.

Przyjęcie takiego modelu oznacza jednak, że zarówno Słońce jak i Układ Słoneczny nie jest czymś stałym i "martwym", ale jest wysoko dynamicznym systemem, zmieniającym się z dramatyczną szybkością. Oznacza to również, że gwiazdy z czasem zwiększają swoją wielkość oraz, że planety z nim związane muszą też bez ustanku rosnąć.
Konsekwencje takiego podejścia są więcej niż rewolucyjne dla zrozumienia naszego wszechświata.

Oznacza to mianowicie że gwiazdy nie są skazane na egzystencję w tej formie w jakiej je obserwujemy, ale są w stanie ewoluować od gwiazd karłowatych, a nawet od planet do gwiazd coraz bardziej masywnych. Gwiazdy są bowiem w stanie same tworzyć materię która je buduje, a nawet w sprzyjających warunkach, tworzyć materię dla planet i umożliwić tym samym ich przeskok z formy planety do gwiazdy. Również nasz Jowisz jest na drodze takiego rozwoju i w ciągu następnych miliardowe lat zamieni się w prawdziwą gwiazdę.

Oznacza to również, że już przy obecnych możliwościowych obserwacyjnych, istnieją przypadki obserwowania powstania układów podwójnych gwiazd, tam gdzie przedtem była obserwowana tylko pojedyncza gwiazda.

Oczywiście nie jest to jedyny aspekt takiego widzenia rzeczywistości. W kolejnych artykułach postaram się przedstawić następne przykłady interpretacji obserwacji związanych ze Słońcem, zmieniające radykalnie nasze widzenie utaczającego nas świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Szukaj na tym blogu